Taki program nie mógł być nam sympatycznym, a ponieważ mógł być szkodliwym, należało walczyć z nim energicznie i tem gorliwiej propagować polskie słowianofilstwo Mickiewicza, Krasińskiego, Słowackiego! Ale erotomanowie lubią wygodę; powiedzieli sobie, że co niesympatyczne, z tem nie trzeba mieć nic do czynienia i po prostu usunąć się z drogi, żeby się z tem nie stykać. Postąpili w sprawie publicznej według prawidła, dopuszczalnego tylko w życiu prywatnem. Zejście z drogi jest w życiu publicznem opuszczeniem placówki, ucieczką, klęską, sprowadzoną dobrowolnie i świadomie, uszczuplaniem dziedziny życia naradowego. Ponieważ atoli zejście z drogi było osobiście nader wygodnem, bo uwalniało od obowiązku słowianoznawstwa, a dawało sposobność do tromtadracyi "patryotycznej" - więc coraz bardziej przybywało leniuchów, którzy udawali, że nic nie wiedzą o słowianofilstwie Staszica, Mickiewicza, tudzież wartogłowów, którym wszelkie słowianofilstwo pomieszało się z panrusycyzmem.

Tryumfem panslawizmu rosyjskiego nie jest to, że przyjmował się tu i ówdzie wśród Słowian: lecz - uznanie ze strony Polaków, jakoby wszelkie słowianofilstwo wiodło do panrusycyzmu. Polacy uznali niejako w teoryi logiczną słuszność panrusycyzmu, uważając słowianofilstwo a moskalofilstwo za jedno i to samo - tak, jak tego pragnął rząd rosyjski.

Wiek XIX. jest w historyi polskiej wiekiem wielu, nader wielu bohaterstw, ale równocześnie - niestety - jest okresem stopniowego zaniku twórczości politycznej. W sprawie idei słowiańskiej uwydatnia się to najjaskrawiej, skoro nawet w tem, co stanowi nasze tło przyrodzone, nasz przyrodzony warstat polityczny, poszliśmy za zapatrywaniem cudzem, za zapatrywaniem policyjnem rosyjskiem, identyfikując tak samo, jak rosyjskie policmajstry, ideę słowiańską z panrusycyzmem.

Doczekaliśmy się zrusyfikowania mózgu polskiego, co objawiło się najpierw na zapatrywaniach na ideę słowiańską (a niestety nie skończyło się na tem wcale...). Nieprzyjaciołom przyznano polityczną racyę i ustąpiono im pola.

I pomyśleć, że są jeszcze ludzie, którzy, broniąc zacięcie jedności i tożsamości słowianofilstwa z panrusycyzmem (a więc z rusyfikacyą), powiadają, że czynią to... z patryotyzmu polskiego! "Patryotyzm", zmierzający do wykluczenia Polski ze Słowiańszczyzny, a więc całkiem zgodny z życzeniami czynowniczego panslawizmu!

Ależ tu trzeba bez względu na wygodę i "antypatyczność" zabrać się do walki z prądem antypolskim w Słowiańszczyźnie! Zbyt długo pozwalało społeczeństwo polskie wyzyskiwać ideę słowiańską przeciw sobie! Było to niedorzecznością polityczną. Powinno być przeciwnie: należało i należy używać idei słowiańskiej przeciw systemowi rusyfikacyjnemu! Oto obowiązek Polaka, a nie jakaś kapitulacya! o słowianofilstwie Staszica, Mickiewicza, tudzież wartogłowów, którym wszelkie słowianofilstwo pomieszało się z panrusycyzmem. Tryumfem panslawizmu rosyjskiego nie jest to, że przyjmował się tu i ówdzie wśród Słowian: lecz - uznanie ze strony Polaków, jakoby wszelkie słowianofilstwo wiodło do panrusycyzmu. Polacy uznali niejako w teoryi logiczną słuszność panrusycyzmu, uważając słowianofilstwo a moskalofilstwo za jedno i to samo - tak, jak tego pragnął rząd rosyjski.

Wiek XIX. jest w historyi polskiej wiekiem wielu, nader wielu bohaterstw, ale równocześnie - niestety - jest okresem stopniowego zaniku twórczości politycznej. W sprawie idei słowiańskiej uwydatnia się to najjaskrawiej, skoro nawet w tem, co stanowi nasze tło przyrodzone, nasz przyrodzony warstat polityczny, poszliśmy za zapatrywaniem cudzem, za zapatrywaniem policyjnem rosyjskiem, identyfikując tak samo, jak rosyjskie policmajstry, ideę słowiańską z panrusycyzmem.

Doczekaliśmy się zrusyfikowania mózgu polskiego, co objawiło się najpierw na zapatrywaniach na ideę słowiańską (a niestety nie skończyło się na tem wcale...). Nieprzyjaciołom przyznano polityczną racyę i ustąpiono im pola.

I pomyśleć, że są jeszcze ludzie, którzy, broniąc zacięcie jedności i tożsamości słowianofilstwa z panrusycyzmem (a więc z rusyfikacyą), powiadają, że czynią to... z patryotyzmu polskiego! "Patryotyzm", zmierzający do wykluczenia Polski ze Słowiańszczyzny, a więc całkiem zgodny z życzeniami czynowniczego panslawizmu!

Ależ tu trzeba bez względu na wygodę i "antypatyczność" zabrać się do walki z prądem antypolskim w Słowiańszczyźnie! Zbyt długo pozwalało społeczeństwo polskie wyzyskiwać ideę słowiańską przeciw sobie! Było to niedorzecznością polityczną. Powinno być przeciwnie: należało i należy używać idei słowiańskiej przeciw systemowi rusyfikacyjnemu i Oto obowiązek Polaka, a nie jakaś kapitulacya!

Kto ma gust do kapitulacyi (do uznania tożsamości idei słowiańskiej z panrusycyzmem), niechże przynajmniej niedorzecznościami swemi nie przeszkadza innym, walczącym, a nie ponoszącym (jak dotychczas) żadnych klęsk!2).

Niedorzecznością jest przypisywać sobie więcej miłości Ojczyzny, niż jej miał słowianofil Mickiewicz. Jestto nawet istne bluźnierstwo. Popełniają je dzień w dzień wszyscy, zażegnujący się "z patryotyzmu" przed ideą słowiańską.

Zresztą punkt ciężkości sprawy słowiańskiej przeniesiony już jest z Rosyi do Austryi. Tu, w Austryi, prawdziwy warstat tej roboty politycznej. Nie Rosya, lecz austryaccy Słowianie są faktycznymi idei słowiańskiej sternikami i wykonawcami. Nowy okres rozkwitu państwa Habsburgów może nastać tylko przez zniesienie dualizmu i przyjęcie polityki słowiańskiej. O politycznem ciążeniu Słowian austryackich do Rosyi (z wyjątkiem "Rosyan galicyjskich niema już mowy.

Pewne zakłopotanie Wiednia udziałem Polaków w ruchu słowiańskim jest nader pocieszającym objawem, bo po zakłopotaniu musi przyjść - zastanowienie. I tu spada na nas zadanie, żeby przekonać Wiedeń do idei słowiańskiej, a samym zapewnić sobie zawczasu rolę odpowiednią w reorganizacyi monarchii, żeby nie spaść na szary koniec przy zmianie ustroju Austryi. Prąd słowiański wzmagałby się i bez nas - lecz w takim razie móglby się obrócić na naszą szkodę. Trzeba nam być żywiołem twórczym w prądzie słowiańskim, a nie czemś biernem, niesionem, przez jakiś wiatr polityczny, na którego kierunek nie mielibyśmy wpływu! My musimy dążyć do jak największego opanowania prądu słowiańskiego w Austryi, a zatem - musimy starać się o nagromadzenie w Polsce jak największego znawstwa tych spraw, wśród których przyjdzie nam się obracać, żeby nie kroczyć po omacku, lecz działać celowo.

Zajmujmy się sprawami słowiańskiemi systematycznie a czynnie, nabądźmy jak największego znawstwa spraw słowiańskich, ażeby zdanie nasze miało jak najwięcej powagi - a będą się z nami liczyć w Austryi i w Słowiańszczyźnie. Zajmijmy w prądzie słowiańskim stanowisko takie, ażebyśmy mogli dopilnować, iżby on nie był nigdy szkodliwym interesom polskim! Mógłby zaś stać się (choćby chwilowo) szkodliwym, gdybyśmy my sami, lub pobratymcy popełnili jaki błąd polityczny; naszą więc rzeczą pozostawać z nimi w stosunkach tego rodzaju, żeby i siebie (dzięki znawstwu spraw) od błędu ochronić i na ich postępowanie mieć odpowiedni wpływ.

A gdy Austrya zdecyduje się wreszcie na politykę słowiańską, cóż mają na tę chwilę w programie swym nasi więksi od Mickiewicza patryoci? Może urządzić z Madjarami powstanie przeciw dynastyi? Może przyłączyć Galicyę do Węgier? - Zapewne, królestwo syonistyczne byłoby od razu gotowe!

Jeżeli odrzucimy ideę słowiańską, zwróci się ona przeciw nam. Idea ta istnieje i jest dla narodów słowiańskich nietylko dogodną, ale niezbędną; toteż rozwija się nieustannie w naszych oczach, bo narody słowiańskie muszą dążyć do jej urzeczywistnienia. Mamy do wyboru: albo pokierować tą ideą, wyrobić ją na polskie słowianofilstwo - albo zwrócić jej ostrze przeciwko sobie. Mamy do wyboru: albo stanąć na czele Słowiańszczyzny, albo mieć w niej wroga.

Skutki wyboru - błogie lub fatalne - okażą się dopiero w przyszłości; ale wybór nastąpić musi teraz.

Bądźcobądź, zwiększa się coraz bardziej zastęp tych, którzy wiedzą, że idea słowiańska nietylko nie jest niebezpieczną dla Białego Orła, ale przeciwnie: na jej rusztowaniu wyolbrzymiają skrzydła jego.

Na nic nasze tęsknoty i zapały, póki Polska nie będzie ekonomicznie silną i dopóki nie wywołamy pomyślnego dla siebie położenia politycznego. Należy się więc łączyć z tymi, którzy mogą mieć wspólny z nami interes, a to znaczy: ze sprawy polskiej wykuwać ideę słowiańską.

Nie zważajmy na to, jak inni tę ideę wypaczają, lecz sami nadawajmy jej kształt właściwy. Nasz kierunek będzie górą, jeśli nie zaśpimy sprawy, jeżeli włożymy w nią odpowiednią miarę pracy, trudu i zapobiegliwości.

Nie spodziewajmy się, że zrobi to za nas kto inny, a stanąwszy na czele Słowiańszczyzny uczyni z niej tarczę obronną dla polskich interesów! To zrobić sobie musimy my sami - albo całkiem zrobionem nie będzie.

Trzeba Słowiańszczyznę przekuć na siłę z nami sprzymierzoną - dając wzajemnie idei słowiańskiej oparcie na polskiej kulturze i polskiej polityce.

Tak więc należy nawiązać życie współczesne do tradycyi z okresu naszej świetności i utorować dla polskiej myśli politycznej rozległe horyzonty, wskazać ambicyi narodowej i polskim siłom kulturalnym olbrzymie pole działania dla Ojczyzny.

Wskrzeszając polskie słowianofilstwo, trzeba to sobie jednak mieć za pierwszy obowiązek i dbać o to, żeby nie obniżyć rzeczy do roli wydatnego tematu krasomówczego, lecz wprowadzić sprawę na jedyną rozumną drogę, a mianowicie: badań i dociekań. Najpierw fakty, potem wnioski. Frazesy i ogólniki pozostawmy nieukom.

Celem naszym przygotować społeczeństwo, ażeby w stanowczej chwili dziejowej nie popełniło grzechu zaniedbania i nie utraciło należnych sobie korzyści. Patrzymy w przyszłość i chcemy, żeby Polak przygotowany był dobrze do zajęcia właściwego i należnego sobie stanowiska w nowym, słowiańskim okresie dziejowym, którego zbliżaniu się, aż nazbyt widocznemu, nikt nie przeczy.

Nadchodzi, zbliża się przyszłość, która może nam przynieść życie. A czem bardziej "gonią nas czasy", tem bardziej spieszyć się trzeba, żeby poznać tę rozległą dziedzinę, w której nie godzi się nie zająć miejsca dlą Polski. byłoby to zmarnowaniem całego okresu dziejowego, zaprzepaszczeniem przyszłości.

Stowarzyszenie nasze pozostaje zupełnie poza stronnictwami. Zajęliśmy placówkę, której nie mogłoby zająć żadne stronnictwo, jako takie, bo sprawa słowiańska i polskie interesy w Słowiańszczyźnie są niezależne od zmienności stronnictw. Do tej dziedziny nie należy nic a nic z tego, co stronnictwa dzieli, lecz wyłącznie to, co wszystkie polskie stronnictwa narodowe mają wspólnego, bo tylko ze stanowiska ogólno-narodowego można traktować te sprawy. Toteż konieczną jest organizacya pozapartyjna, a specyalna do spraw słowiańskich, ażeby uzupełnić prace stronnictw około sprawy narodowej. Plon, który się zbierze w ten sposób, przyjmie każde stronnictwo, jakiekolwiek będzie w danej chwili u steru, jako dorobek imienia polskiego, rozszerzenie polszczyzny, otwarcie nowych szlaków dla polskiej myśli politycznej. Bylebyśmy uprawiali nasze słowianofilstwo w ten sposób, żeby w słowiańskości nie zatracić niczego (ale to niczego!) z polszczyzny - każde stronnictwo narodowe może patrzeć na naszą pracę życzliwie, z tą rozumną życzliwością, która każe cieszyć się, że znaleźli się inni, robiący coś, czego samemu robić nie dałoby się, a czego jednak szkodaby zaniedbać i pozostawić odłogiem.

Polityka polska, nie obejmująca w sobie słowiańskiej, byłaby czemś niezupełnem, a tylko polityka wszechstronna zapewnia rozwój narodom historycznym, nie poprzestającym na roli politycznie zorganizowanego żywiolu etnograficznego. Toteż szerzenie w Polsce znawstwa spraw słowiańskich jest rzeczą patryotyczną, jako sprawie polskiej ze wszech miar przydatne. A my bez słowianoznawstwa nie uznajemy słowianofilstwa.

Szczegóły do faktów, na które powołuję się w powyższem przemówieniu, znajdzie czytelnik w następujących dawniejszych artykułach Świata Słowiańskiego:

Styczeń 1905: August Sokołowski: "Polacy w walce o niepodległość serbską".

Czerwiec 1908: Ks. Kamil Kantak: "Słowacki i Słowiańszczyzna".

Październik 1909: "O język polski na Węgrzech".

Październik 1909: Edmund Kołodziejczyk : "Słowianofilstwo warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk (1800-1832)".

Sierpień 1910: Edward Woroniecki: "Słowianofilstwo Królestwa Kongresowego".

Listopad 1910: Edmund Kołodziejczyk: "Ludność polska na Górnych Węgrzech" (z trzema mapami).

Styczeń 1911: Edmund Kołodziejczyk: "Słowianofilska pieśń powstańcza".

Czerwiec 1911: Edward Woroniecki: "Słowianofilstwo Czartoryskich".

Maj 1912: Edmund Kołodziejczyk: "Słowianofilstwo Emigracyi Wielkiej (1830-1863)".

Sierpień 1912: "Z za kulis panslawizmu w r. 1867",

tudzież cały szereg referatów p. Edmunda Kołodziejczyka, p. t. "Z przeszłości słowianofilstwa w Polsce" począwszy od kwietnia r. 1909.

Dalej