O ŚWIĘTACH PRUSÓW POGANÓW I INSZYCH ZABOBONACH

CAPUT V

Święta obchodzili Puschuita boga (albo raczej dyjabła), którego mniemali mieszkać pod krzewiną bzową, przetoż to drzewo w wielkiej u nich uczciwości było. Parsztuki też, jakoby aniołki jego, czcili a kolacyją dla nich w gumniech pospolicie narządzali, tam odprawiwszy ceremonije pogańskie, zamknąwszy za sobą drzwi, onych pokarmów odeszli, tam oni Parstukowie o pułnocy mieliby jeść, nazajutrz patrzali pogani, której by potrawy więcej ubyło, tej się więtszego urodzaju spodziewali. Jestjeszcze tego zakału po części w Kurlandskiej, Inflantskiej, Sambijskiej albo Sudawen ziemiach. Ale i za Toruniem (co dziwna) jeszcze to nie zginęło, jako około Chojnic, Kamienia. Sempelborka o tym drzewie bzowym siła trzymają, a dziwne jakieś ziemne fantasmata pod nim być twierdzą, które oni krasnymi ludźmi zowią i mówią, iż często w nocy, gdy miesiąc świeci ludziom, zwłaszcza chorym, widzieć się dawają. ich urodzie powiadają, iż więcej na łokieć nie są wyższej wzrostem. Też to o nich dzierżą, żeby oni niewdzięcznym zboże z gumien brali, a do tych co je czczą nosili.

Na schodzie października też bogu Ziemiennikowi szczedwszy się w gromadę czynili, co i dziś jeszcze na niktórych miejscach czynią, z cerymonijami starych poganów, które tu krótce przełożę, abyś obaczył, jako stary nałóg zły. Zebrawszy do gumien zboże z kila wsi, Składają się na biesiadę, a gdy się zejdą gospodarze z żonami i z dziećmi, i z sługami, potrząsną stół sianem, a drugdzie obrusem przykryją, chleba nakładą i cztery kufle piwa postawią. Po tym przywiodą cielca i cielicę, barana i owcę, kozła i kozę, ze każdego samca i samicę, takież i ptaków. Tam ich ksiądz czarownik, chłop prosty, wymówiwszy swoje baśni, kijem uderzy którekolwiek z onych bydląt, tam potem wszyscy kijmi tłuką, ofiarując to Ziemnikowi dyjabłu swemu a dziękując mu, iż od wszego złego ich zachował. Z tej ofiary potrawy gotują, a do stołu siadwszy, od każdej potrawy, pierwej niż jedzą, po wszystkich kąciech po sztuce miece ich wieszczek za ofiarę swemu Ziemiennikowi, tuż jedzą i piją, w długie trąby hucząc, aż się popiją.

W Kurlandach i Iflanciech jeszcze tego bałamąctwa dosyć. W Prusiech zaś, w Sambijej i około Insterborku, Ragnety etc. mają swoje święto, które zową Pergrubi. Z kila wsi zsypują słód na piwo, a szczedwszy się w dom jaki wielki, tam ich Wurschait czarownik wziąwszy wielki garniec piwa, podnosi go wzgórę, a modłę czyni do boga Pergrubiusa mówiąc: O, Weszpocie Dewe musu Pergrubios etc. (O, Wszechmogący Boże nasz Pergrubiusie etc.). Dziękuje, iż zimę odegnawszy lato im przywraca, prosi, aby im żyzny rok dał, potem ujmie konewkę z piwem zębami, a wypiwszy piwo, rzuci konewkę przez się, nie dotykając się jej rękoma, a starszy onej wsi ją chwyta, a nalawszy co narychlej piwa na stół stawia. Wziąwszy zaś kufel Wurschait Perkunusa albo Pioruna prosi, aby gromy. grady etc. odwrócił, także mu kufel piwa w zęby ująwszy na cześć wypije. Potem wszyscy piją tym sposobem Swajstyrowi, bogu światłości,i dla pogody i Pilwitowi dla zgromadzenia dobrego zboża i innym bogom, bo ich 15 mają,, czyni po kuflu piwa za każdym razem w zęby wziąwszy pełniąc, a chłopi za nim, potem by wilcy wyjąc, ku ich chwale pieśń śpiewają. A jeśli zły urodzaj będzie, grzechom to swym przypisują, prosząc przeto Auschlawissa, boga chorych i niemocnych, aby się do innych bogów o łaskę za nimi przyczynił. Tamże w Zudawen, Zamland chłopi jakoby po kolędzie chodzą raz do roku, zbierając pieniądze, chleb i inne rzeczy, co potem przedadzą, a za te pieniądze kozła albo byka, a jeśli im pieniędzy stawa, oboje kupią. Potem Wurschaitos, ich pop, wdziawszy wieniec na głowę, położy rękę na kozła albo na byka, prosząc bogów wyższej mianowanych, aby od niego obchód tego święta wdzięcznie przyjęli, a wziąwszy byka albo kozła za rogi, wiodą go do gumna i podniosą go wszyscy chłopi wzgórę, a Wurschait pop opasawszy się ręcznikiem, wzywa po wtóre wszystkich bogów mówiąc: Ta jest chwalebna ofiara i pamiątka ojców naszych, abyśmy zgładzili gniew bogów swoich. Potem wkoło trzykroć chodzi szepcąc, a potem onego kozła zarzeżą, krwie na ziemie nie rozlewają, ale w jaką waskę wycedzą, którą potem Wurschait ludzie kropi, ostatek każdy z nich po trosze w garnuszki do domów rozbiorą, a tym bydło kropią jako w rzymskim kościele święconą wodą. Zsiekawszy byka albo kozła w stuki, warzą, a chłopstwo około ognia siedzą, który barzo wielki uczynią, niewiasty lepak ich przynoszą placki nie pieczone, a oni wziąwszy po placku, ciskają je sobie przez płomień jeden ku drugiemu, tak długo iż się upieką, potem jedzą i piją, hucząc w trąby długie całą noc. Rano ostatki tej kolacji wynoszą na rozstanie dróg i placek a to ziemią zasypią, aby pies albo inny zwierz tego nie doszedł, potem się rozchodzą.

Tu już koniec temu rozdziałowi czynię, innych bałamuctw barzo wiele umyślnie opuszczając, które pobożny czytelniku słysząc i zadziwić się musisz okrutnemu zaślepieniu i Panu Bogu dziękować się zeznaż winnym cię z tak gęstych ciemności wyrwał.