Felix Koneczny

Slowianoznawstwo a slowianofilstwo

Zapał w duszy, lecz w czynach niech będzie rozsądek; zapał niech wypływa z miłości przedmiotu, z nadziei, że, idąc w kierunku słowiańskim, choć dzieciom naszym, jeśli nie sobie, przyspieszymy Polskę, i z wiary, lecz nie dziecinnej, ale męskiej, głębokiej, która nie obawia się wątpliwości, lecz oparta jest na ich rozwiązaniu i pokonaniu. Dojrzały umysł staje się zwolennikiem idei tylko przez wszechstronne poznanie wszystkiego, co jej dotyczy, słowem, przez znawstwo przedmiotu. Najpierw tedy słowianoznawstwo, a potem słowianofilstwo i Tego porządku musi się trzymać i nasze stowarzyszenie, inaczej zawisnęłoby w powietrzu.

Gdyby sprawa słowiańska miała polegać na samem plemiennem powinowactwie krwi, należałoby pozostawić ją w spokoju antropologom; szkoda byłoby czasu i atłasu, żeby na samej idei plemiennej opierać jakieś wnioski polityczne czy kulturalne. Byłoby to zaś spóźnionem wynajdywaniem prochu, gdyby w imię pobratymstwa zmierzać na ziemiach słowiańskich do wytworzenia kultury, a gdyby chciano kultury jakiejś specyficznie "słowiańskiej", byłoby to sztuczną pozą dla taniej oryginalności, a w istocie rzeczy wolne żarty z rozsądku; boć jeżeli w robotach słowiańskich ma chodzić tylko o "zbliżenie kulturalne" czy "wzajemność kulturalną", jakaż różnica pomiędzy stosunkiem do narodu pobratymczego słowiańskiego, a jakiegokolwiek innego, choćby nawet najbardziej wrogiego? czyż nie jednako chętnie tłumaczy się i czyta coś z rosyjskiego, czy z japońskiego, skoro tylko jest coś dobrego? Toteż gdyby pomiędzy Słowianami zachodziły tylko względy pobratymstwa krwi nie byłoby sprawy słowiańskiej.

Nie dlatego winniśmy się zajmować sprawami słowiańskiemi, że to nasi pobratymcy; samo pokrewieństwo plemienne nie stanowi jeszcze o niczem (rodzonym bratem można mieć Kaina!); nie dlatego, żeby to miało być wyrazem sympatyj; boć wrogów trzeba znać jeszcze dokładniej, niż przyjaciół lecz dlatego, ponieważ wymaga tego interes narodowy polski.

Używanie w życiu publicznem pojęć sympatyi i antypatyi jest nałogiem, którego czas już się oduczyć! Nie nabędzie siły polityka polska, póki się nie pozbędziemy tego narowu, godnego dziecinnej zaiste lekkomyślności. Czas już powiedzieć sobie wyraźnie, że podkopuje silę narodu, że na manowce wiedzie myśl polską, zabagnia naszą zdolność polityczną i wywodzi nas tylko na pośmiewisko innych narodów, umiejących działać praktycznie kto przy roztrząsaniu sprawy publicznej wojuje argumentem sympatyi i antypatyi. Zakorzeniona wśród nas niewłaściwość ta jest oznaką niewątpliwą braku dojrzałości politycznej.

Toteż założyciele "Towarzystwa Słowiańskiego" dalecy są od tego, żeby chcieć krzewić jakieś mgliste "sympatye słowiańskie", o których nie możnaby powiedzieć jasno, do czego właściwie mają zmierzać !... Nam chodzi po prostu o polskie interesy narodowe i z otwartą przyłbicą, z całą szczerością wyznajemy i głosimy wobec całej Słowiańszczyzny, że zapatrujemy się na nią ze stanowiska polskiego, a idziemy ku niej nie dla jakichkolwiek sympatyj, lecz dla wzajemnego obliczenia interesów.

Ani nam w głowie krzewić jakieś uczucia polityczne!! Czyż samo zestawienie tych wyrazów nie zawiera rażącego absurdu?! Kto uczuciem żyw, niechajże nie wtrąca się w życie publiczne, niech go nie partaczy; niechaj też nie wypacza ruchu słowiańskiego!

Na miejsce uczuć politycznych, które tyle sprowadziły nieszczęść na Polskę w. XIX., czas wprowadzić nareszcie zapatrywania polityczne, do których jedyna droga przez studya polityczne. Sam siebie okłamuje, kto sądzi, że ma jakieś zapatrywania, nie posiadając w swej umysłowości niczego, prócz uczuć politycznych, sympatyj i antypatyj. Z takiego do życia publicznego "przygotowania" (dostępnego każdemu dzieciakowi) mogą powstawać czyny na ślepo podejmowane, ale przenigdy działalność dla narodu pożyteczna (tj. rozszerzająca sferę jego dóbr w rzeczywistości, na prawdę, a nie we wykrętnych frazesach). Ta wymaga nie sympatyi i antypatyi, lecz systematycznej polityki, opartej na rachubie interesów.

Co z tego tedy patryotyczniejsze, nawet dyskutować o tem nie warto! Naszem kryteryum i naszą miarą: wzmocnienie siły politycznej polskiej. Siły chcemy dla narodu! Dla nas nie ma żadnej wartości osłanianie i zakrywanie naszej słabości pięknymi frazesami!

Do siły politycznej dochodzi społeczeństwo wówczas, jeżeli własną twórczą myślą polityczną ogarnie całą sytuacyę międzynarodową, a zwłaszcza ludów ościennych. Potęga polityczna może być tylko wynikiem zastosowania własnej politycznej twórczości do stosunków i spraw współczesnych. Idea taka musi mieć zawsze ten przymiot, żeby nietylko nie traciła na wartości poza granicami własnego kraju, ale owszem, żeby tam oddziaływała przyciągająca. Idea polityczna jest jak moneta, która musi mieć kurs za granicą, jeżeli nie ma nastąpić bankructwo w kraju.

Bywały w historyi przykłady, że danej idei wyparli się właśnie ci, wśród których ona się zrodziła. Nie jest tedy wykluczonem, że społeczeństwo polskie wyrzeknie się i tym razem twórczej działalności politycznej i nie wzniesie żadnego sztandaru, któryby nas wysunął na czoło nowego okresu dziejowego. Możemy pozostać nadal na ogonie Europy, jako epigonowie haseł z poprzedniego okresu dziejowego. Możemy nadal nie mieć polityki własnej i pozostać przedmiotem do frymarki cudzych szachrajstw politycznych.

Szczupły nasz obszar etnograficzny a do tego pozbawiony granic naturalnych, sprawia, że bardziej od innych narodów potrzebną nam jest wielka idea polityczna, taka, która nie byłaby wyłącznie do samej Polski ograniczoną. Polska miała znaczenie w Europie dzięki temu, że polskość sięgała poza Polskę, że miała wpływy poza obszarem etnograficznym.

Siła polityczna narodowa rozwija się natenczas tylko, gdy dąży do znaczenia w kombinacyach postronnych; a zatem musi się w ten czy ów sposób brać udział w życiu narodów ościennych. Gdzie ustaje promieniowanie w dal, tam następuje obumieranie sił i w końcu nicość polityczna.

Społeczeństwo, nie interesujące się sprawami ludów ościennych, skazane jest na to, że ci ościenni zwrócą się przeciw niemu i wyzyskiwać je będą do swoich celów. Nastąpi to tem łatwiej, im bardziej w owem społeczeństwie rozpleni się ignorancya spraw ościennych. Nikt nie może być tak potężnym, żeby być zupełnie niezależnym od tego, co się dzieje w sąsiedztwie; kto więc ignoruje sam sprawy ościenne i innych do systematycznego ignorowania ich namawia, a od studyowania odwodzi, ten jest psychologicznie komicznym pyszałkiem, politycznie zaś szkodnikiem narodowym, skoro propaguje hasło, że nie należy znać się na tem, od czego (z powodu prostego sąsiedztwa) może w danym razie zależeć tok interesów narodowych.

Narody słowiańskie mają dla nas znaczenie niezmiernie doniosłe, bo są względem nas ościenne. Sąsiadujemy bezpośrednio z Łużyczanami, Czechami, Słowakami, Rusinami i Rosyanami, a więc z większością narodów słowiańskich. Nadto sąsiadujemy politycznie ze Słowieńcami i Chorwatami (Serbami), skoro zasiadamy z nimi w parlamencie wiedeńskim i w delegacyach austrowęgierskich zależni wzajemnie wciąż od siebie. Tak się dziwnie losy złożyły, że z ośmiu narodów pobratymczych, aż z siedmiu z nich związani jesteśmy geograficznie i bezpośrednio politycznie. Nie posiadałby chyba zmysłu dla rzeczywistości, ktoby z tego nie wysnuł wniosku, że albo musi u nas zakwitnąć słowianoznawstwo, albo też ignorancya rzeczy słowiańskich pomści się na nas dotkliwemi stratami politycznemi.

A kochajże sobie Słowian lub nie kochaj, miła duszyczko romantyczno-polityczna, skoro już uważasz życie publiczne i politykę za erotyczną dziedzinę tylko nie bądź ignorantem w sprawach słowiańskich, bo ignorancya szkodzi bądźcobądź sprawnemu używaniu władz umysłowych! Jakżeż można wydawać sądy o tem, o czem nie ma się pojęcia?! U innych narodów europejskich dawno już zarzucono taką "metodę"!

O erotomanowie polityczni! Będą was kiedyś przeklinać potomni za to, żeście sparaliżowali rozwój życia politycznego w Polsce wprowadzeniem doń pojęć tak, cudacznych, jak "sympatye" i "antypatye"! Pojęcia nic a nic nie znaczące, dobre w sam raz dla ludzi, którzy się na niczem nie znają, a lubią o wszystkiem krzykiem i huczkiem decydować. I zdecydowali erotomanowie, że chociaż z siedmiu narodami słowiańskimi musimy (choćbyśmy nawet nie chcieli!) mieć stale do czynienia, jednak Słowiańszczyzną zajmować się nie należy. Zobaczymy niżej, skąd i od kogo zaczerpnęli swej mądrości politycznej...

Z narodami siedmiu... A jednak i wśród ósmego, wśród Bułgarów, ma Polak swoje interesy! Bo idea słowiańska związana jest nierozdzielnie ze sprawą polską, o czem godziłoby się nareszcie wiedzieć każdemu Polakowi!

Sprawa polska jest osią, a zarazem kamieniem węgielnym całej sprawy słowiańskiej.

Osią jest, bo dotyka jej na całym obszarze, od środka ku najdalszemu obwodowi. Jesteśmy w Austryi, na Węgrzech, w rosyjskiem państwie i w Rzeszy niemieckiej. Jesteśmy interesowani bezpośrednio w układzie stosunków politycznych pomiędzy państwami całej Europy. Nas dotyka bezpośrednio trójprzymierze czy "trójporozumienie" i wszelka możliwa konstelacya polityczna. Czy chodzi o wojnę rosyjsko-japońską, czy o problem angielsko-niemiecki, czy jakikolwiek inny, ilekroć chodzi o linie wytyczne polityki europejskiej, zawsze nostra res agitur. Owa bezpośredniość w kole całej polityki europejskiej jest udziałem tylko nas, Polaków.

I sprawy słowiańskie łączą się też najbardziej z polskiemi. Każdy z narodów pobratymczych ma swój interes tylko w niektórych sprawach słowiańskich - my zaś we wszystkich. Np. ze względu na Rosyę mieliśmy i mamy swój interes w Bułgaryi i Serbii, bo nie jest nam obojętny stosunek tych państw do Rosyi, a względnie do Austryi. Rozwój spraw cerkiewnych w Carogrodzie i na całym półwyspie bałkańskim obchodzi nas ze względu na ewentualny związek ze sprawami cerkiewnemi na ziemiach przez nas zamieszkałych. Prądy takie, jak "idea cyrylometodejska", czy "utopie welehradzkie", obejmują interesy ściśle polskie! Stosunek Chorwacyi do Węgier, stanowiący o przewadze Cis - lub Translitawii w ogólnej polityce monarchii, interesuje nas, jako możliwy języczek u wagi w kwestyi zawisłości Wiednia od Berlina, którego hegemonia polega na ścisłym związku politycznym z Budzyniem. Sojusz prusko-madjarski, wymierzony w gruncie rzeczy przeciw Austryi (Cislitawii), dotyka w najbrutalniejszy sposób interesów polskich. Toteż nasz własny polski interes sprawia, że jesteśmy stroną interesowaną w złamaniu hegemonii madjarskiej na Węgrzech, a to tembardziej, że polityka ekonomiczna madjarska mieści w swym programie wyniszczenie materyalne Galicyi. Dodajmy, że mamy na Węgrzech kraj etnograficznie polski (większy od Księstwa Cieszyńskiego), którego polskości rząd węgierski zaprzecza od r. 1880. do tego stopnia, że nie uznaje całkiem narodowości polskiej przy spisach ludności! We wszystkich tedy sprawach "korony ś-go Szczepana" jesteśmy interesowani. Słowianie "cislitawscy" obchodzić nas muszą już z racyi wspólnego parlamentu w Wiedniu; od ich głosowania zależą tam sprawy nasze. Do, ut des; musimy więc znać sprawy słowieńskie i czeskie, żeby zająć stanowisko trafne i właściwe wobec ich dążeń i wymagań1). A do jakiego stopnia jesteśmy interesowani w sprawie ugody czesko-niemieckiej - wiadomo powszechnie.

Interesy polskie mają zakres tak szeroki, iż zataczają kręgi na całą Słowiańszczyznę, na zachodnią, wschodnią i południową. Sprawy, które zaciekawiają Czecha lub Słowieńca tylko pośrednio, w imię prądów słowiańskich, stanowią dla Polaka cząstkę jego własnych interesów.

Samo nasze położenie geograficzne stanowi już wiele. Dążności idei słowiańskiej umieszczają nas w samem jej centrum. My łączymy lub rozdzielamy narody słowiańskie! Czy z zachodniej, czy z południowej Słowiańszczyzny - droga do Rosyi przez Polskę! A ta droga tak pouczająca dla naszych pobratymców... Jeżeli Rosya chce "wyciągnąć ręce" ku pobratymcom, ciężko jej, bardzo ciężko, bo musi to robić - przez Polskę. Niema innej drogi, a tej jedynej - my panami! Niewykonalną utopią jest idea słowiańska bez załatwienia sprawy polskiej. Kto z nami wojuje, ten w rezultacie siebie samego ze Słowiańszczyzny wyklucza. Oto jest dziedzina, w której my mamy głos rozstrzygający - tylko trzeba zabrać się do niej czynnie i opanować w niej to, co się nam należy, a co nam wydrzeć usiłował panslawizm, będący właściwie panrusycyzmem.

Założony w grudniu 1901. "Klub Słowiański" służył sprawie polskiej w Słowiańszczyźnie, a bezpośrednim jego celem było: wydrzeć monopol "kazionnym", a potem: wyrzucić ich poza nawias idei słowiańskiej. Chodziło o poruszenie opinii Słowian na rzecz polskich praw narodowych w Rosyi. Po trzech latach Świat Słowiański miał prowadzić tę walkę intenzywniej, niż to mogły czynić same posiedzenia klubowe. Zajęliśmy się wyrobieniem programu dla idei słowiańskiej na zasadzie: "Jeszcze Polska nie zginęła!"

Rzuciliśmy śmiało hasło "słowianofilstwa bez ustępstw" i wystąpiliśmy z tezą, że niema Słowiańszczyzny bez Polski. Możemy śmiało zakładać na szerszą, skalę "Towarzystwo Słowiańskie", bo "Klub Słowiański" i Świat Słowiański już wypróbował, że są sposoby, aby polskość pogodzić ze słowianofilstwem bez jakiegokolwiek uszczerbku dla naszej indywidualności i bez jakiegokolwiek ustępstwa z godności narodowej. Nie próbować nigdy żadnych kompromisów w tej mierze - a wygra się sprawę! Nie trzeba się przebierać za "Słowianina", lecz oświadczyć z góry, jasno i wyraźnie, że Słowiańszczyzna bez wolnej Polski jest czczym wymysłem, baśnią albo oszustwem politycznem!

Dalej