Mysl Polska

Nr 3 (1519)

Leon Degrelle - bohater czy hitlerowiec?

W 30-31 numerze "Myśli Polskiej" z 29 lipca-5 sierpnia br. ukazał się artykuł pana Mirosława Salwowskiego "Krzyżowiec czy esesman" poświęcony osobie Leona Degrelle'a . Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że nie jest moim zamiarem w niniejszej polemice apologizowanie tej postaci. Do zabrania głosu skłoniło mnie przeinaczenie wydarzeń, nadinterpretacje kilku faktów oraz znaczne spłycenie tematu przez Salwowskiego.

W pierwszej części swojego wywodu, Salwowski sugeruje, iż w niektórych kręgach prawicy narodowej promuje się pewne postacie, budzące liczne moralne wątpliwości. Do takich właśnie Salwowski zalicza Leona Degrelle'a, podkreślając jednocześnie, że jego osobę w Polsce wypromował pismo "Szczerbiec" oraz wydawnictwo "Rekonkwista", które opublikowało jego książkę

"Płonące dusze"

Gwoli ścisłości chciałem zauważyć, że promowanie książki "Płonące dusze" pióra walońskiego polityka niekoniecznie musi się wiązać z uwielbieniem dla autora, a tym bardziej dla niektórych jego kontrowersyjnych posunięć w życiu. Chodzi mianowicie o służbę w szeregach Waffen SS podczas wojny niemiecko-bolszewickiej. Jeżeli chodzi o moją osobę, wyżej wymieniona książka wywarła na mnie bardzo duże wrażenie. Czytałem ją bardzo powoli i uważnie. Niemal każde w niej zawarte zdanie ma wielki ładunek myśli i głębi rozważań. Jest esencją przemyśleń o życiu, śmierci, służbie, poświęceniu, człowieku, obecnej epoce. Nie jest to jakaś utopijna filozofia, lecz wiele klarownych, drogowskazów na drodze ludzkiej egzystencji. Napisał ją człowiek, który wiele przeżył, wiele osiągną ale jeszcze więcej wycierpiał, zmuszony swe wszystkie dni życia po 1945 roku, przeżyć na przymusowej emigracji w Hiszpanii.

"Płonące dusze" to książka napisana z perspektywy czasu, Degrelle przyznaje się w niej do niektórych błędów swojego życia: "Okrutne jest to, że musimy przyznać w duchu, że to, co w życiu najważniejsze zostało zniekształcone i zeszpecone, przez tysiące słabości i tysiące kapitulacji. Któż nie doświadczył tych klęsk" lub: "Bądźmy szczerzy, praw do głoszenia moralnych czy duchowych rozważań na użytek bliźnich nie mam prawie żadnych. Wiem o tym aż za dobrze. Podobnie jak wielu innych miałem swą część niedoli. W dodatku nawet jeśli nie doświadczyłem wszystkich cierpień, to przypisano mi ich tyle, że zagłębiam się w sobie, czuję tylko wstyd i bezdenny smutek". Książka "Płonące dusze" to wreszcie rozważania stojące głęboko na gruncie Wiary Katolickiej, ukazujące Wiarę, Miłość i Nadzieję w człowieka i zwycięstwo jego ducha nad materializmem. Wracając jeszcze do zarzutu Salwowskiego, chciałem podkreślić, że promocja wartościowych pozycji nie jest równoznaczna z wychwalaniem, nazwijmy to, kontrowersyjnych postaw autora. Zresztą, któż nie popełnia błędów.

W służbie Hitlera i SS?

Najpoważniejszym zarzutem jaki Salwowski stawia Leonowi Degrelle, jest udział w zbrodniczych formacjach Waffen SS. Nie można odmówić tutaj racji stawianych zarzutów, ale! Etyka katolicka naucza, że każde wydarzenie, każdy czyn należy oceniać w stosunku do okoliczności. Jeżeli np. złodziej włamuje się do sklepu oraz zabija sprzedawczynię popełnia zło, ale gdy np. żołnierz na wojnie również zabija wroga w obronie ojczyzny czyni dobro. Mamy tu jednakowe czyny, polaryzujące się pod względem oceny moralnej. Degrelle formując oddziały walońskie nie mógł zdawać sobie sprawy o zbrodniczym obliczu machiny wojennej Adolfa Hitlera. Jego decyzję, choć w perspektywie czasu błędną, należy oceniać z punktu widzenia nacjonalizmu walońskiego. Podobnie należy spojrzeć np. na przyłączenie się Finów do ataku Hitlera na ZSSR. Finowie napadnięci przez Armię Czerwoną, w wojnie wypowiedzianej przez III Rzeszę Związkowi Radzieckiemu widzieli swój interes narodowy. Przyłączając się do tej wojny kierowali się poczuciem patriotyzmu i chęcią zniszczenia imperium, które zagrażało ich niepodległości. Nie możemy ich za to winić. Najbardziej chyba klarownym przykładem jest tutaj hiszpańska 250 dywizja Wehrmachtu (zwana błękitną). Straszliwy terror komunistyczny, szalejący w Hiszpanii w czasie wojny domowej 1936-1939, kiedy to czerwoni zbrodniarze masowo mordowali naród hiszpański, palili kościoły, krzyżowali księży, gwałcili zakonnice na ołtarzach świątyń katolickich, a zwykłych obywateli rozstrzeliwano tylko za noszenie medalika lub krzyżyka - skłonił hiszpańskich patriotów, głównie falangistów, do przyłączenia się do wyprawy Hitlera przeciwko bolszewikom. Szlak bojowy błękitnej dywizji, był istotnie imponujący (zainteresowanych odsyłam do książki gen. Rafaela de la Vega pt. "Franco żołnierz", w której wątek ten jest dość szeroko opisany).

Niewątpliwe Degrelle, jako gorliwy katolik, przywódca ruchu Christus Rex, kierował się także nienawiścią do komunizmu, decydując się na formowaniu legionu mającego walczyć u boku Niemiec. Zresztą, sam wybrał się w 1930 roku do ogarniętego antykatolicką i marksistowską rewolucją Meksyku, gdzie rycerze Chrystusa Króla walczyli z komunistycznym, masońskim rządem Callesa (popieranym przez USA), którego żołnierze mordowali katolików z okrzykiem "Chwała szatanowi". Natomiast w 1936 roku do Belgii przybył młody dziennikarz z Polski, Jerzy Waldorff, który następnie opublikował w piśmie "Prosto z mostu" relację z ogarniętego wpływami rexistów kraju. Waldorff miał zaszczyt odbyć krótką rozmowę z przywódca partii Rex. Degrelle wyjaśnił mu wtedy kilka zagadnień programowych, nowego ruchu, które pozwolę sobie tutaj przytoczyć: "Mój program jest bardzo prosty, bo oparty na nie praktykowanej zasadzie bezwzględnej uczciwości. Stąd też wynika brak jakichkolwiek koncepcji kompromisowych. Ponieważ przy tym walczymy o odmłodzenie katolicyzmu, więc właśnie w oparciu o katolicyzm walczyć będziemy przede wszystkim z komunizmem. Cały mój program polityki zagranicznej w tym jest zawarty. Zawsze będziemy się łączyć przeciwko Moskwie, a więc raczej z Niemcami niż z Francją". Mam nadzieję, że po przedstawieniu przeze mnie tych argumentów p. Salwowski rozumie, jak spłycił temat ograniczając się do kilku lakonicznych stwierdzeń.

W kolejnej części swojego artykułu Salwowski stawia kolejne zarzuty Leonowi Degrelle. Pisze m.in., że katolik ma prawo uczestniczyć tylko w wojnie sprawiedliwej oraz nie może dokonywać zbrodni. Oczywiście, należy zgodzić się z tą argumentacją, tylko że Degrelle nie dokonywał żadnych zbrodni, gdyż walczył wyłącznie na froncie, a więc nie brał udziału z prześladowaniu ludności cywilnej, rozstrzeliwaniach czy mordach w obozach zagłady, czego oczywiście, na masową skalę dopuszczała się armia hitlerowska. Salwowski poruszył też wątek tzw. wojny sprawiedliwej. Clausewitz, wybitny teoretyk i strateg wojenny, głosił że "wojna jest kontynuacją polityki", tak więc nie można mówić o sprawiedliwych wojnach i niesprawiedliwych, gdyż o swojej sprawiedliwości, mówi zawsze każda ze stron konfliktu. Oczywiście takie rozumowanie, cechuje się skrajnym relatywizmem moralnym, dlatego też spójrzmy na naukę Kościoła katolickiego. Św. Tomasz z Akwinu w "Sumie Teologicznej" wymienia trzy argumenty, wskazujące, że wojna jest sprawiedliwą: musi być prowadzona z rozkazu głowy państwa, a nie osoby prywatnej, drugim warunkiem jest słuszność sprawy, trzecim uczciwa intencja. Spójrzmy teraz na postawę Degrelle'a. Wojna z ZSSR, w której brał udział była prowadzona z rozkazu głowy państwa III Rzeszy Adolfa Hitlera, słuszność nakazywała mu walkę w interesie Walonów, a intencją było obrona kontynentu przed bolszewikami oraz zniszczenie komunizmu. Co nam wyszło? Leon Degrelle brał udział w wojnie sprawiedliwej, co nie znaczy, że Hitler prowadził wojnę sprawiedliwą, gdyż jego intencje nie były uczciwe a także sprawa jego nie była słuszna.

Błądził, ale był wielki...

Chciałbym teraz zacytować fragment artykułu Salwowskiego: "Degrelle nie dość, że ochotniczo pomagał Hitlerowi w realizacji jego planów, to w dodatku zapytany, przez jednego z dziennikarzy czy jest coś, czego z czasów wojny żałuje, odpowiedział: - Tylko tego, że przegraliśmy. A więc wódz, rexistów, żałował tego, że niemieckim nazistom nie udało się wymordować 100 milionów katolików oraz kilkudziesięciu milionów Żydów, Polaków, Ukrainców etc." Trudno o większą manipulację faktami, Salwowski najwidoczniej myli dwie postacie, dwie osobowości. Degrelle'a i Hitlera, którzy mieli zgoła zupełnie inne wizje Europy oraz zdecydowanie różnili się światopoglądowo. W pogańskiej SS na prośbę Degrelle'a znalazł się nawet kapelan katolicki, odprawiający dla żołnierzy Msze polowe. Patrząc z perspektywy czasu na udział przywódcy Rexa w wojnie u boku Hitlera, należy podejść do tego krytycznie, lecz pamiętajmy, że Degrelle przede wszystkim nie walczył dla Hitlera. Autor zacytowanego powyżej fragmentu jest oburzony tym, że Leon Degrelle żałuje, że przegrał swoją walkę, co stwierdził po wojnie w jednym z wywiadów. Nie wiem, czy Salwowski zdaje sobie sprawę z tego co pisze, ale najwyraźniej nie rozumie, że naturalnym pragnieniem żołnierza jest zwycięstwo. Degrelle żałował przegranej walki z komunizmem, który na prawie pół wieku zawładnął wschodnią częścią Europy. Przepuszczam, że hitlerowskie Niemcy, gdyby nawet zniszczyły potęgę ZSSR, nie byłyby w stanie wygrać wojny, zważywszy na to, iż Stany Zjednoczone przystąpiły do działań zbrojnych a Hitler na wschodzie utopił prawie całą swoją machinę wojenną. Ale w historii nie powinno się gdybać, więc pozostawię ten wątek.

Reasumując powyższe fakty, Degrelle`a należy niewątpliwie uznać za postać kontrowersyjną. Budzi i będzie budzić liczne spory, także w środowisku narodowców. Na zakończenie tej polemiki chciałbym przytoczyć słowa wybitnego polskiego poety Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, które dobitnie obrazują życie gen. Leona Degrelle, dowódcy dywizji "Wallonie": "Błądził jak ludzie wielcy, łachudry nie błądzą".

Łukasz Kluska

http://www.myslpolska.pl/historia/historia1-3_1519.html