1. Mówi się, że Polska jest częścią Europy - owszem, jest nią także Rosja czy Albania. Chyba nie o to chodzi - precyzuje się więc, przypisując nas do Zachodu, rzadziej do Wschodu (bo to niepopularne), czasami zaś jako coś pośredniego, takie ni to - ni owo; ma to uzasadniać nasze "zapóźnienie", ale i nasze prawo do orientacji na Zachód. W czym jednak nasza kultura podobna, jest do wschodniej czy zachodniej Europy?

2. Chrześcijaństwo?! - Aż do czasów nowożytnych religia była dla ludzi sprawą najważniejszą. To wokół niej obracało się uniwersalistyczne rzekomo średniowiecze, to na jej tle Europa podzieliła się na kilka różnych formacji kulturowych. Bo nie ma i nigdy nie było w Europie jednego chrześcijaństwa. Czym innym było prawosławie, a czym innym chrześcijaństwo zachodnie, a i ono nie było nigdy jednolite. Mimo, że kraje romańskie wcześniej przyjęły nową wiarę - antyk blokował jej percepcję, czynił z niej powierzchowną formę kultury dość racjonalnej, humanistycznej, pogańskiej o czym świadczy chociażby renesans i fakt, że to właśnie w nim najlepiej wyraziła się powstająca wówczas świadomość narodowa Włochów i Francuzów. Inaczej kraje germańskie i będące pod ich wpływem Czechy gdzie wszystko jest przesiąknięte religią i gdzie sprawa narodowa przybrała formę herezji (husytyzm, protestantyzm we wszystkich jego odmianach). Silna rola religii w kulturze spowodowała, że w krajach romańskich rozum i wiara były rozdzielone - rozum stał poza kulturą masową, ale był świecki podczas gdy w germańskich rozum doszedł do wielkiego znaczenia, ale zawsze był on zabarwiony elementami religijnymi. My chętniej czerpaliśmy z krajów romańskich (przyjmując zresztą głównie formę i wypełniając ją własną historyczną treścią - vide: sarmatyzm). Wyjątek stanowią silnie zniemczone miasta; może właśnie dlatego dawni Polacy, a jeszcze bardziej bracia - Węgrzy, uznawali je za obce i tak silnie związali się ze wsią (inaczej niż Czesi).

3. Polska przyjęła chrzest z Zachodu w czasach -o czym nie zawsze się pamięta- gdy był on jedynie "germańską wioską na ruinach rzymskiego miasta", a prawdziwym centrum kultury i spadkobiercą antyku był Wschód - zarówno chrześcijański (Bizancjum), jak i muzułmański (Arabowie). Na Zachodzie istotniejszą od kulturalnej była polityczna strona religii, która służyła jako argument w grze o władzę w stosunkach wewnętrznych i międzynarodowych. Inaczej wyglądało to w przypadku obrządku wschodniego, który nie tylko głęboko przeniknął do miejscowej kultury, ale czerpiąc z tej gleby wydał także bogate owoce. Wynikało to nie tylko z większej atrakcyjności prawosławia (nauczanego w miejscowych językach słowiańskich), ale i względnej słabości Bizancjum - od południa atakowali je Arabowie, a bułgarscy carowie czy morawscy i ruscy książęta byli w lepszej sytuacji niż władcy Polski czy Czech w stosunku do Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. "Chrzest Polski" nie był dobrowolny ani zewnętrznie, ani wewnętrznie. Religia była bowiem, pretekstem do ekspansji terytorialnej, zwłaszcza Niemiec na ziemie środkowej Europy. By ów nacisk choć trochę zahamować trzeba było dać się ochrzcić. Kto tego nie zrobił - ginął jak Połabianie czy potem Prusowie. Także wewnętrznie nie był chrzest sprawą sumienia, lecz polityki - Kościół uświęcał władzę wyrosłych ponad lud książąt, pomagał im w tworzeniu administracji państwowej, negował prawa ludu i starszyzny (w tym miejscu warto zauważyć, że teoria wiążąca powstanie państwa polskiego z chrztem Mieszka jest błędna - tylko silna władza książęca była w stanie narzucić Polakom zmianę wiary, a co zatem idzie i prawa, bo u Słowian były one ze sobą nierozerwalnie związane. Chrzest miał tylko uświęcić i wzmocnić to, co wcześniej osiągnięto siłą).

4. Nic więc dziwnego, że ludność stawiła opór nowej wierze. Był on na ogół bierny (choć i zbrojnego nie brakło - 1037 / 38 r.) i polegał na trwaniu przy wierze ojców (po wyniszczeniu ośrodków kultu pogańskiego dawna wiara zmieniła się w folklor) oraz -kiedy nie można było inaczej- na formalnym i powierzchownym traktowaniu przykazań kościelnych. Stąd jeszcze w sprawozdaniu z roku 1595 czytamy: "ten rodzaj mało się nabożeństwem porządnym wedle Boga bawi, okrom swych zwyczajów a nałogów dawnych. A woli do lasu (iść) niż do kościoła, gdy na nie zadzwonią; a idzieli do kościoła, tedy się cmentarzem zabawia na rozmowach a pokładszy się drudzy, takieć ich nabożeństwo. A będąli w kościele, a spytasz z nich którego, czego się nauczył, wnet odpowie zasię ja ksiądz? Tak ci ten rodzaj niepojęty w nauce bożej; nie darmo powiadano o nim: chłop w kościele głuchy." W XVII w. Kościół organizował więc misje wewnętrzne, by podnieść poziom religijności chłopów i wyplenić istniejące jeszcze przeżytki pogaństwa, jednak po stu latach owej działalności w 1720 r. jeden z księży wspominał: "nastawszy do kościoła godzieskiego (koło Kalisza) zastałem ludzi tak bezbożnych jak w Sodomie i Gomorze (ledwo) się tak wieś z nimi nie zapadła. Nie spowiadali się po lat dziesięciu, dwudziestu. O pacierzu trudno było pytać i o przykazaniu boskim, bo go nie umieli..." Mierny skutek misji tłumaczy się tym, że bardziej służyły one powstrzymywaniu chłopów od buntu i propagandzie uczciwej i pokojowej pracy na pańskim niż wierze (klerowi zaś wystarczało, że miał pełne kościoły i tace, a w co kto wierzył? - "wierz i w kozła bylebyś dziesięcinę płacił" mawiał jeden z XVI-wiecznych biskupów polskich).

5. Podobną powierzchownością i formalizmem charakteryzowała się -mimo wyższego poziomu kulturalnego- religijność szlachty. Działo się tak ponieważ chrześcijaństwo było nam obce - jego oblicze określiły kraje zachodnie na długo przed "chrztem Polski", a następnie -wraz z polskimi władcami- usiłowały narzucić je nam w gotowej formie, całkowicie rezygnując z naszego wkładu do tej rzekomo uniwersalistycznej kultury. A wkładem tym był nasz stosunek do "innych" i do "autorytetów".

6. Początki chrześcijaństwa w Polsce przypadają na okres wypraw krzyżowych nie tylko do Ziemi Świętej i Bizancjum, ale także na półwysep Iberyjski i wybrzeża Bałtyku oraz wewnątrz ziem chrześcijańskich - przeciw wspaniale kwitnącej kulturze albigensów w Akwitanii (pd. Francja). Polacy w krucjatach do Jerozolimy nie wzięli udziału - motywowali to m. in. brakiem piwa w Ziemi Świętej. Nie udało się natomiast Mieszkowi Staremu wykręcić od wyprawy z panami niemieckimi przeciw Wieletom (1147), a książęta mazowieccy i wschodniopomorscy toczyli walki graniczne z pogańskimi Prusami. Nie mogąc sobie z nimi poradzić - wezwali na pomoc krzyżaków; źródeł tego błędu można szukać m. in. w nieznajomości rzeczy wynikłej z nie uczestniczenia w krucjatach. Król Węgierski poznał krzyżaków już w Palestynie, więc po powrocie do kraju usunął ich z Siedmiogrodu, skąd na zaproszenie Konrada Mazowieckiego przenieśli się do Polski. Niebezpieczeństwo z ich strony skłoniło Polaków w wieku następnym do sojuszu z pogańską Litwą, a po jej "chrzcie" - do unii między obu krajami. Wkrótce potem doszło do bitwy, która na kilka wieków powstrzymała niemiecki marsz na Wschód. Grunwald był starciem nie tylko dwu organizacji politycznych, ale i dwu odmiennych kultur. Przykładem tego może być skład obu walczących armii - z jednej strony katolicka armia rycerzy zakonników wspomaganych przez zachodnioeuropejskich najemników, z drugiej armia polska wspomagana przez husyckich Czechów, pogańskich Litwinów, prawosławnych Rusinów i muzułmańskich Tatarów.

7. Sama bitwa nie była jedynym elementem tego starcia. Ówczesna Europa wierzyła w wojnę "sprawiedliwą", więc obie strony na długo przed bitwą rozpoczęły walkę propagandową by ukazać słuszność własnej sprawy. Krzyżacy mówili o uniwersalistycznych prawach papiestwa i cesarstwa do panowania nad światem, nawracania pogan siłą i zaboru ich ziem, Polacy negowali ów pseudouniwersalizm i szerzenie wiary ogniem i mieczem za którymi kryły się zaborcze ambicje Niemców. Najgłośniejszymi wypowiedziami strony polskiej było kazanie Stanisława ze Skarbmierza "o wojnie sprawiedliwej" (gdzie za słuszną przyczynę wojny uznaje tylko obronę ojczyzny i dążenie do przywrócenia sprawiedliwego pokoju) oraz traktat Pawła Włodkowica "o władzy papieża i cesarza nad poganami" wygłoszony na soborze powszechnym w Konstancji w 1415 r. Włodkowic neguje ich władzę, nawracanie siłą, niepokojenie spokojnych pogan, zabór ich ziem oraz odmawianie im prawa đo własnego państwa; głosi jednocześnie prawo państw chrześcijańskich do obronnego sojuszu z niewiernymi nawet przeciw innym wyznawcom Chrystusa.

8. Podobnie jak w stosunkach międzynarodowych tak i wewnętrznych panowała w Polsce zasada, że nawracać można tylko słowem i przykładem. Zachowanie pokoju religijnego było dla nas sprawą podstawową. Już przed unią z Litwą Polska była krajem wieloetnicznym i wielowyznaniowym. Od wczesnego średniowiecza na nasze ziemie przybywają prześladowani na Zachodzie Żydzi. O dawnej Polsce mówiono, że jest rajem dla Żydów, a jej żydowska nazwa w dosłownym tłumaczeniu oznacza "tu spocznij". W tym samym czasie na kresach wschodnich pojawiają się koloniści ruscy, wyznawcy prawosławia. Ich liczba wzrasta po przyłączeniu przez Kazimierza Wielkiego Rusi Czerwonej w wieku XIV. Wtedy też pojawiają się w Polsce Ormianie, a po unii z Litwą - tamtejsi poganie na Żmudzi, muzułmanie i karaimowie oraz nowe rzesze prawosławnych (ówczesna Litwa była bardziej ruska niż litewska - kulturze ruskiej ulega cała niemal elita władzy, ruskie były masy chłopskie i bojarzy). W XIII w. następuje masowa kolonizacja niemiecka (zwłaszcza w miastach), a od początku XV w. na polskich drogach pojawiają się tabory Cyganów.

9. Gdy w XVI w. pojawił się u nas nieznany dotąd na taką skalę problem heretyków (epizod husycki miał raczej polityczny charakter) Polska miała za sobą długą tradycję praktycznej tolerancji. Szlachta miała zresztą świadomość faktu, że religia to tylko parawan i pretekst dla walki o władzę. To dlatego katolicy polscy występują w obronie Jana Husa na soborze w Konstancji, a w XVI w. zakazują urzędnikom Rzplitej egzekucji wyroków sądów kościelnych. Dlatego też nigdy nie wpuszczono do Polski inkwizycji, tej feudalnej policji politycznej terroryzującej katolicką Hiszpanię i Włochy aż do połowy XIX w. Dlatego w końcu -widząc jak wojny religijne pustoszą Europę i wynoszą na trony władców absolutnych- pod świeżym wrażeniem rzezi hugenotów we Francji w noc św. Bartłomieja i "zabiegając temu, aby się między ludźmi sedycyja (rozruchy) jaka szkodliwa nie wszczęła, którą po inszych królestwach jaśnie widzimy, obiecujemy to sobie spólnie -, iż, którzy jestechmy rozróżnieni w wierze, pokój między sobą zachować, a dla różnej wiary i odmiany w kościelech krwie nie przelewać ani się penować (karać) i zwierzchności żadnej ani urzędowi do takowego procressu (postępku) żadnym sposobem nie pomagać. I owszem, gdzie by ją kto przelewać chciał,- zastawiać się o to wszyscy będziem powinni, choćby też za pretekstem dekretu albo za postępkiem jakim sądowym kto to chciał czynić".

10. Mówiąc o "konfederacji warszawskiej" (1573), z której pochodzi ów cytat, i o pokoju religijnym przez nią ustanowionym trzeba zwrócić uwagę na kilka faktów -po pierwsze: była to decyzja nie oświeconego władcy czy zmęczonych długotrwałą wojną książąt (jak w przypadku edyktów augsburskiego i nantejskiego), lecz przedstawicieli narodu szlacheckiego, stanowiącego dziesiątą część ludności kraju; po drugie: pokój religijny w Polsce obejmował wszystkie wyznania, także te najbardziej radykalne (jak antytrynitarze czy anabaptyści), a nie tylko -jak na Zachodzie- dwa czy trzy największe, które i tak miały dość siły by wymusić tolerancję dla siebie; po trzecie - ustawa wywołała trwającą ponad pół wieku dyskusję o wolności religijnej, co za granicą było niemożliwe, bo nie istniały tam ani możliwości (brak wolności słowa), ani przedmiot dyskusji. Zresztą - co Zachód sądził o wolności sumienia świadczą słowa Teodora Bezy ("papieża kalwinów") chętnie przytaczane przez jezuitów (w tym byli wyjątkowo zgodni): "sumieniom wolności dopuszczać i dozwalać, aby kto się chce gubić, zginął - jest to dyjabelska nauka. Tać jest wolność dyjabelska, która dziś polską i siedmiogrodzką ziemię takimi zarazami napełniła, których by żadna religija pod słońcem nie cierpiała".

11. Z równą niechęcią jak tolerancja spotykała się przez długi czas panująca w Rzeczypospolitej swoboda intelektualna. Już w XV w. uczeni i dyplomaci polscy, profesorowie Akademii Krakowskiej występowali na soborze w Konstancji (1414-18) i Bazylei (1431-45) przeciw autorytetowi papieży, w obronie koncyliaryzmu - poglądu głoszącego wyższość soboru nad papieżem. W XVI w. posunięto się jeszcze dalej - domagano się by w sprawach wiary decydował synod narodowy, zanegowano przy tym nie tylko autorytet poszczególnych jednostek czy instytucji, ale i większości - nawet cała społeczność nie może narzucić jednostce nic wbrew jej woli (veto), o wszystkim musi decdować powszechna zgoda, a sprzeczne poglądy należy "ucierać" aż do jej osiągnięcia. Zanim w całkiem innych czasach i z innych powodów doprowadziło to do zaniku każdej bardziej indywidualnej myśli udało się Polakom dokonać rewolucji w myśli europejskiej.

12. Najpierw Miechowita i Wapowski swoimi opisami i mapami Europy wschodniej obalili panujący w antyku i średniowieczu pogląd, że wielkie rzeki muszą wypływać z wielkich gór (w tym celu zachodni uczeni "wydedukowali" istnienie w sercu Rosji olbrzymich gór - źródeł Wołgi), a następnie Mikołaj Kopernik dowiódł, że Ziemia krąży wokół Słońca. Jego teorię potępili wszyscy "papieże" Zachodu - Luter, Melanchton, Kalwin, a w 1616 Kościół katolicki umieścił na indeksie ksiąg zakazanych. Nie chodziło o pewne nieścisłości w teorii czy obliczeniach, lecz o metodę polegającą na weryfikowaniu hipotez przez doświadczenie zamiast czytania pism - autorytetów. Jeszcze dalej posunął się Szymon Budny, który "ocenzurował" Biblię, uznając pewne jej fragmenty sprzeczne z rozumem za fałszerstwo, bowiem podobnie jak inni arianie uważał, że "człowiek nie powinien ani wierzyć (by) to być prawdą, co rozum kłamstwem być jawnie wyświadcza. Mówić, iż nieco wierzyć mamy, co się rozumowi przeciwi, rzecz to jest najkłamliwsza. To pewne jest, iż cokolwiek rozumowi przeciwnego, to ani w Piśmiech św. jest, ani zebrano być może. Nad rozum jest religia chrystiańska, ale nie przeciw rozumowi. Cóżkolwiek się rozumowi przeciwi, to kłamstwem być pewnie wątpić nikt nie ma. Bo nic nie jest ani być może rozumowi przeciwnego w Piśmie. Która się z rozumem nie zgadza opinia, ta też w teologii żadnego miejsca mieć nie może. Owszem, gdyby się rozumowi religia sprzeciwiała, tem by samym swój fałsz wydała i religią by nie była. Albowiem sam rozum najwyższą jest religią albo nabożeństwem". Pogląd ten rozwinięty przez Przypkowskiego i Wiszowatego (a do ostatecznych konsekwencji doprowadzony przez Barucha Spinozę) stał się podstawą filozofii oświecenia podobnie jak inne idee polskie w ich skrajnym, ariańskim wydaniu - rozdzielenie kościoła od państwa, tolerancja i pacyfizm, miłość bliźniego (a nie kult) jako miernik cnoty, a rozum jako kryterium prawdy. Zanim do tego doszło Braci Polskich, tę "sarmacką zarazę" wygnano ze wszystkich krajów Europy (niestety, w końcu dotknęło to w 1658 także Polski), a za szerzenie ich pism i poglądów grożono śmiercią.

13. Jeśli można mówić w ogóle o chrześcijaństwie polskim (a nie o kościele w Polsce) to jego największymi przedstawicielami byli w XV w. koncyliaryści z Akademii Krakowskiej, a w XVI/XVII w. - arianie. Ich poglądy były różne od tego, co współczesny im Zachód (nie mówiąc już o Wschodzie) głosił w sprawach wiary, a jeśli Polacy coś z niego czerpali, to raczej przestrogi niż wzory. Jeśli nie wiara to może łączył nas z Europą...

ustrój?! A w czym dawna Rzeczpospolita przypominała zachodnie absolutyzmy czy wschodnie despotyzmy? W czym polski liberalizm polityczny, kulturalny i gospodarczy przypominał kościelny i państwowy ucisk panujący w pozostałych krajach kontynentu?

14. Mówiąc o ustroju Rzeczypospolitej trudno nie zauważyć w nim dominacji szlachty. Wynikało to m. in. z jej liczebności. O ile w XVIII wieku we Francji szlachta stanowiła 1% ludności, w Rosji 2%, na Węgrzech 4% a w Hiszpanii 6,5% (przeciętna europejska 3-4%),o tyle w Polsce co 10-ty człowiek był szlachcicem (na Mazowszu i Podlasiu co 3-ci), a w dodatku cała szlachta ma te same prawa, podczas gdy w innych krajach była ona rozbita na klasy. U nas nie wytworzyła się hierarchia feudalna, istniał za to nieznany w Europie "ród herbowy", w którym rolę fikcyjnych więzów krwi pełniła wspólnota herbu i zawołania. Gdy na Zachodzie arystokracja wyrastała ponad masy szlacheckie, a ich najubożsi przedstawiciele spadali do stanu plebejskiego - u nas przywileje uzyskiwane przez elity stawały się udziałem jej współrodowców, a pomoc "krewnych" chroniła przed zdeklasowaniem. Powstaniu hierarchii feudalnej nie sprzyjał również panujący w wojsku polskim system chorągwiany (chorągwie ziemskie i rodowe) podczas gdy na Zachodzie swych wasali na wojnę prowadził senior. Do wzrostu liczebności szlachty przyczynił się za to brak urzędowego spisu szlachty, więc przy rozległości kraju każdy kto miał szablę i był dość bezczelny mógł uchodzić za szlachcica. O masowości tego procederu świadczy "Księga Chamów" Waleriana Nekandego Trepki.

15. Przywileje szlacheckie nie były przejawem jakiegoś stanowego egoizmu, lecz formą obrony praw człowieka i obywatela. W chwili ich powstania (XV-XVI w.) złota wolność nie oznaczała, że szlachcie wszystko wolno, ale że królowi nie wolno wszystkiego, a więc - konfiskować dóbr (od 1422), więzić szlachcica bez wyroku sądowego ani go torturować (1430-31), nakładać nowych podatków i zwoływać pospolitego ruszenia bez zgody sejmików ziemskich (1454) a w końcu (1505) stanowić nowych praw bez zgody sejmu. O praktyczne zastosowanie tych ostatnich praw walczył w latach 1520-69 ruch egzekucyjny. W toku walki szlachta uzyskała wolność słowa, druku i sumienia (dzięki zakazowi wykonywania przez starostów wyroków sądów kościelnych), prawo oporu i - już w dobie królów elekcyjnych - niezależny sąd najwyższy (1578). Pozwalało to szlachcie kontrolować lub paraliżować władzę, ale nie była w stanie jej sprawować.

16. Ruch egzekucyjny dopracował się również własnej ideologii, która uzupełniona w XVI/XVII w. przetrwała wśród szlachty pod nazwą sarmatyzmu i "złotej wolności" do schyłku Rzeczypospolitej. Głosiła ona obronę praw jednostki przed despotyzmem władzy, która powinna podlegać prawu i kontroli społeczeństwa. Podstawą ustroju Rzeczypospolitej była umowa społeczna wolnych i równych panów - braci, którą przedstawiano do zatwierdzenia każdemu nowo obranemu królowi jako warunek uzyskania władzy (w razie niedotrzymania umowy szlachta miała prawo do wypowiedzenia posłuszeństwa królowi). Twierdzono przy tym, że władza pochodzi nie od Boga (jak w innych monarchiach europejskich) lecz od społeczeństwa - pod tym ostatnim pojęciem rozumiano szlachtę, u schyłku XVIII w. rozszerzono je jednak - w l790 anonimowy publicysta pisał, że wszelkie przywileje "uwłaczają prawu powszechnemu: dlatego skasowano szlachtę we Francji. My byśmy na większą jeszcze pochwałę zasłużyli w oczach Europy, gdybyśmy skasowali wszystkie stany w narodzie, a ustanowili jeden dla wszystkich obywateli, to jest stan szlachecki".

17. Odmienny od powszechnie panującego we wschodniej i zachodniej Europie militaryzmu (i fiskalizmu) był stosunek Polaków do kwestii wojny i pokoju. Kiedy w sąsiednich krajach rozrastają się armie, ucisk podatkowy i biurokracja, Rzeczpospolita podąża w odwrotnym kierunku. Już w XV w. dominuje w Polsce przekonanie, że dopuszczalna jest tylko wojna obronna, a wiara nie może być szerzona ogniem i mieczem ani stanowić pretekstu do zaboru cudzych ziem. XVI-wieczni arianie posunęli się jeszcze dalej, twierdząc że przelewanie krwi w każdej postaci (także na wojnie lub z urzędu - kara śmierci) jest nie godne "chrystyjanina". Dlatego wzywali do wyrzeczenia się majątków, z którymi łączy się obowiązek służby wojskowej oraz zasiadania w sądach "gdzie mieczem karzą". Tak daleko szlachta polska nie posuwała się w praktyce i nawet arianie musieli zezwolić swym współwyznawcom na udział w wojnie sprawiedliwej (zwłaszcza obronie granic przed Tatarami).

Sarmata 2