MYSL POLSKA

Nr 1 (1517)

 

Prosto z mostu

Czy opolscy Ślązacy są straceni?

 

W zasadzie pogodziliśmy się już ze smutną rzeczywistością, że na Opolszczyźnie istnieje silna, kilkusettysięczna mniejszość niemiecka. Oczywiście wyrażamy z tego powodu ubolewanie, wskazujemy na hochsztaplerskie przyczyny zjawiska, aliści generalnie przyznajemy, że wszystko stracone, gdyż – czy chcemy tego czy też nie – autochtoniczna społeczność Opolszczyzny masowo uległa niemczyźnie. Zdecydowanie sprzeciwiam się temu pesymizmowi, który – śmiem twierdzić – wynika nie tylko z typowej dla wielu moich rodaków postawy “odpuszczeniowej” (młodzi mówią dosadniej: “olewajskiej”), ale i zwykłej niewiedzy.

Jaka zatem jest prawda o opolskich autochtonach stanowiących około 1/3 ludności województwa Anno Domini 2001? Oddajmy głos socjologom. Otóż na początku lat 90., już po zarejestrowaniu Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Mniejszości Niemieckiej na Śląsku Opolskim, przeprowadzili oni wśród ludności autochtonicznej stosowne, medialnie nie nagłaśniane badania, z których dowiedzieliśmy się, że większość ankietowanych (aż 65 proc.) uważało się za Ślązaków. Oczywiście nie w znaczeniu poczucia narodowego, jak chciałby obecnie p. Gorzelik, a świadomości regionalnej (ostatnimi czasy, nawiasem pisząc, pp. Gorzelik i Kroll wzięli się ostro za dumne resztki owłosienia; ten ostatni – dobry weterynarz i na szczęście polityk “do bani” – na łamach coraz bardziej sprzedajnej “Nowej Trybuny Opolskiej” określił operetkowego autonomistę mianem rozbijacza, gdyż podług szanowanego uzdrawiacza koni i innych czworonogów Ślązacy, tak opolscy jak i katowiccy, są “etnicznie” częścią narodu niemieckiego; myślą Państwo, że zastraszeni, tudzież przekupieni markami opolscy naukowcy zareagowali na tę hucpę?). Kontynuując wątek – 10 proc. zadeklarowało narodowość niemiecką, a 15 proc. skłaniało się ku niemieckości. Z drugiej strony 8,5 proc. określiło swą narodowość jako polską, a 12 proc. skłaniało się ku polskości. W tym zapewne mój – indagowany przez ankietera – opolski sąsiad, pan Józef, który w roku 1990 poczuł się Niemcem, wyjechał na rok do wyśnionego “Vaterlandu”, a po powrocie oświadczył wszem i wobec: - “Jo tych ciulów nie znosza, bo tam bydło lepiej traktowali, wola być Polokiem”. Cóż, bez obrazy, podróże kształcą.

Być może dzisiaj, po 10 latach, relacje te uległy nieznacznym zmianom, ale fakt pozostaje faktem – zdecydowana większość śląskiej ludności autochtonicznej na Opolszczyźnie mówi o sobie, że w pierwszym rzędzie są Ślązakami (tożsamość regionalna; tak zwani katowiccy Ślązacy obok niej posiadają już od dobrych 100 lat polskie poczucie narodowe, co “dobrze” wróży kanapie żałosnego p. Gorzelika), a dopiero później niektórzy spośród nich określają się czy czują się bardziej polskimi czy bardziej niemieckimi Ślązakami.

Jeżeli przedstawione badania tchną umiarkowanym optymizmem, gdyż po pierwsze obalają tezę o istnieniu 350-tysięcznej mniejszości niemieckiej na Opolszczyźnie, a po wtóre dają nadzieję na dokonanie w przyszłości “polskiej rekonkwisty na zagubione, rozdarte na podobieństwo kamieni granicznych dusze” (byle z głową, bez nadgorliwości; nie wolno powtórzyć błędów tych skończonych wariatów – komunistów z roku 1945 i lat następnych), to wręcz w euforię wprawiły mnie ostatnie (z lipca br.) wyborcze notowania Niemców na politycznej mapie wyproszonego przez Berlin województwa opolskiego. Okazuje się bowiem, że niemczyzna w regionie, po kilku latach ekspansji, poczyna się cofać. Na kilka tygodni przed wyborami Herr Kroll (drzewiej Królem zwany) und Kameraden mogą liczyć na 10-11 proc. poparcia opolskiego elektoratu. Wprawdzie Ślązacy-autochtoni przenoszą swe sympatie na polskie partie lewicowe (oj, trudna to polskość w kierowniczych gremiach), ale – wybaczą Państwo Warszawianie herezję – w specyficznych warunkach Opolszczyzny (mam nadzieję, że wiecie gdzie “toto” leży; oczywiście koło waszego ulubionego i przesławnego Amfiteatru – bo, pardon, obchodzi Was tylko coroczne porykiwanie wytapirowanych flądr na deskach opolskiego przybytku “kultury” dla ćwierćinteligentów) można uznać to za tak zwane mniejsze zło. Słowem – przed Polactwem w zachodniej części Górnego Śląska rysują się całkiem ciekawe perspektywy. Trzeba tylko chcieć je ogarnąć i mądrze wykorzystać. No właśnie, trzeba...

Dariusz Ratajczak

Artykul z "Mysl Polska"