KIM SĄ ŁEMKOWIE I CO TO WŁAŚCIWIE ZNACZY?

Łemkowie, jedna z grup góralskich północnych Karpatów, powstali przez przemieszanie się osiedlającej się na dzisiejszej Łemkowszczyźnie ludności zachodniosłowiańskiej (polskiej i słowackiej), wschodniosłowiańskiej (ruskiej) oraz tzw. wołoskiej. Są oni pod tym względem podobni do innych ludów europejskich, bo trudno byłoby znaleźć wśród nich taki, który nie powstał przez wymieszanie się innych, wcześniejszych grup etnicznych. Czystość pochodzenia, a także bezwzględny autochtonizm jakiejkolwiek wspólnoty europejskiej, to nacjonalistyczny mit, nic więcej. Nieuzasadniony jest więc pogląd, odmawiający Łemkom autochtoniczności w Beskidzie Niskim, traktujący ich jako "przybyszy". Choć bowiem przodkowie Łemków istotnie przybyli w te strony skądinąd, tylko ta ziemia jest ojczyzną Łemków, zaś przed ich przodkami nikt lub prawie nikt w tych górach nie mieszkał.

Łemkowie są ludem wschodniosłowiańskim, ruskim (co to dokładnie znaczy, powiemy za chwilę). Nie jest jednak oczywiste - przede wszystkim dla samych Łemków -czy są oni częścią narodu ukraińskiego, czy też narodu karpatoruskiego? A może są odrębnym narodem? Większość uczestników tego sporu utożsamia pytanie, kim Łemkowie z pytaniem, kim Łemkowie być powinni. Tymczasem są to pytania odrębne, należące do różnych porządków. Odpowiedź na pierwsze pytanie jest sprawą samych Łemków, i nie będziemy się tu nią zajmować. Warto natomiast zastanowić się, kim są dziś Łemkowie jako grupa.

To, kim Łemkowie, i kim byli Łemkowie, to dwie różne kwestie. Zbyt często bowiem pisze się i mówi o współczesnych Łemkach jako o grupie etnograficznej. Grupą etnograficzną nazywamy taką społeczność, która zamieszkując określone terytorium, wyróżnia się zespołem właściwych sobie cech kulturowych (granice występowania tego zespołu określają terytorium etnograficzne), a także posiada zarówno poczucie łączności ze sobą, jak i poczucie odrębności od sąsiadów Do 1947 r. Łemkowie byli taką grupą: głównym elementem ich samookreślenia była tożsamość lokalna, odwieczny (nie szkodzi, że sięgający jakichś czterech stuleci) związek z ziemią, z krajem. Jednak przestali być nią - nieodwracalnie - w latach 1944-47. Nie ma i nie będzie już powrotu do czasów, gdy wszyscy Łemkowie (oprócz emigrantów) żyli na Łemkowszczyźnie, tam zaś żyli niemal wyłącznie Łemkowie. Dziś w swych rodzinnych stronach Łemkowie są mniejszością, a większość Łemków żyje z dala od tych stron, rozproszona od dolnej Odry po dolny Zbrucz.

Łemkowie nie są już grupą etnograficzną także z innego, chyba ważniejszego powodu. Grupy etnograficzne jako takie należą do przeszłości, gdyż proces modernizacji ostatniego półwiecza ostatecznie zrujnował tradycyjny wiejski sposób życia. Nie są też narodem, jeśli za naród uznajemy wspólnotę, mającą ambicję i elementarną zdolność do bytu państwowego lub parapaństwowego (autonomicznego). Choć oczywiście można ukuć taką definicję narodu, w świetle której Łemkowie narodem będą. Jednak Łemkowie pozostają grupą o wyrazistej świadomości swej jedności i odrębności, własnym języku, stereotypach kultury i świadomości zbiorowej (wspólnych dla wszystkich Łemków, bez względu na spór o tożsamość narodową). Można ich zatem uznać za grupę etniczną, co - podkreślmy od razu - nie przesądza o przynależności Łemków do wspólnoty szerszej, ponadetnicznej (narodowej).

*

Kultura ludowa w formach sprzed 1947 r., należy do historii: nie ma już łemkowskiego i nie tylko łemkowskiego stroju, budownictwa, tradycyjnej obrzędowości. Pochłonęły je nie tyle wysiedlenia, co gwałtowna, bardzo szybka modernizacja społeczna. Dawny strój ludowy został zredukowany (wszędzie w Polsce) do form muzealnych, skanonizowanych: nawet wykonywany współcześnie, nie jest już ubraniem, a jedynie kostiumem. Podobnie nie ma dziś łemkowskiego budownictwa ludowego - są tylko jego zabytki. Strój ludowy, zwłaszcza męski, już przed I wojną światową powszechnie ustępował przed "ubraniem europejskim" (jak jeszcze w międzywojniu zwano garnitur), a bardziej może - przed konkurencją cenową fabrycznych tekstyliów. Architekturę ludową rugowały narzucane przez państwo przepisy budowlane, a później - coraz mniejsza dostępność drewna budowlanego. Ludowe pieśni i obyczaje wypierało radio, a potem - telewizja, narzucające kulturę wielkomiejską (potem - masową) jako dominujący wzorzec. Wreszcie szkoła rugowała dialekty (tu akurat sytuacja mniejszości narodowych była lepsza, niż grup dialektycznych narodu "państwowego").

Sam proces nie był nowy - kultura ludowa (wiejska) zawsze podlegała przemożnym wpływom kultury "wyższej" - dworu, miasta, kościołów, wojska. Ciążyła do prestiżu, do tego, co przekraczało dotychczasowy sposób bytowania - czyż nie temu służy kultura w ogóle? Nowością okresu powojennego była intensywność i totalność tego procesu, nie dająca czasu na stopniowa adaptację. Dawniej elementy obce wtapiały się w tkankę kultury ludu, a zmieniając ją i wzbogacając traciły obcość; teraz ich nacisk stał się tak silny, że rozsadził strukturę kultury ludowej. W efekcie ogromna większość kultur ludowych w Polsce i innych krajach europejskich została po prostu zmieciona, zredukowana do tzw. ludowych zespołów pieśni i tańca, formy zdecydowanie nieludowej: wiejscy grajkowie grali na wieczornicach, chrzcinach i weselach, lud śpiewał w karczmie i w polu, a pieśni ludowej nie dawało się oddzielić od ludowej obrzędowości. Granie estradowe (dla publiczności), granie z nut, nie wspominając o odgrywaniu wesela "na sucho" było miejskim pomysłem, wniesionym na wieś przez księży i nauczycieli. Prawda, wieś podchwyciła te formy, przyjęła za własne - ale była to jedna z form erozji jej kultury.

*

Z obiektywnego, lingwistyczno-kulturologicznego punktu widzenia Łemkowie należą do ruskiej (wschodniosłowiańskiej), a ściślej ujmując - ukraińskiej wspólnoty etniczno-kulturowej. Decyduje o tym to, że zarówno ich język, jak i kultura są bliżej związane z kulturą zachodniej Ukrainy, niż z jakąkolwiek inną. Jednak obiektywny charakter dialektu nie musi pociągać za sobą odpowiedniej identyfikacji etnicznej - świadczy o tym choćby przykład Spisza i Orawy, których cała ludność mówi do dziś gwarami polskimi (blisko spokrewnionymi z podhalańską), jednak znaczna jej część uważa się za Słowaków. Zatem z lingwistycznego zakwalifikowania dialektu łemkowskiego nie wynika przynależność Łemków do narodu ukraińskiego jako wspólnoty kulturalno-politycznej. To zależy od wyborów, dokonywanych przez członków wspólnoty. Nie ma tu żadnego wynikania, żadnej "żelaznej logiki", postulowanej przez nacjonalistów. Jeszcze w XIX w. Ernest Renan określił naród mianem wspólnoty duchowej, o której istnieniu (a dodałbym - i o kształcie) decyduje codzienny plebiscyt. Sprawdza się to w naszym przypadku: o istnieniu Łemków przesądza wspólnota duchowa, poddana codziennemu plebiscytowi, z wielością możliwych odpowiedzi. Zanim do nich przejdziemy - kilka słów w sprawie języka.

Odpowiedź na pytanie, czy łemkowski jest językiem, czy dialektem, zależy od uprzedniego określenia, co nazywamy językiem, co zaś - dialektem. Można skonstruować taką definicję, w świetle której będzie on językiem, i taką, która zaliczy go do dialektów. Szczególnie wiele nieporozumień wiąże się z powszechnie używaną w tej dyskusji kategorią "języka literackiego". Kategorią, której - tak na marginesie - nie znalazłem w dostępnych mi encyklopediach. Jeśli język literacki, to język, w którym można uprawiać literaturę (jak wynikałoby z literalnego rozumienia tego określenia), to łemkowski oczywiście jest takim językiem. Ale bardzo wiele innych dialektów (choćby podhalański czy kaszubski) - także. Literaturę doskonale można uprawiać także w dialekcie, gdyż język poezji i prozy literackiej, może być do pewnego stopnia niestabilny, zróżnicowany, zmienny. Jedną z cech literatury artystycznej jest dążność do rozszerzania środków wyrazu, więc - łamanie ustalonych kanonów języka (do czego świetnym narzędziem są dialekty i gwary). Natomiast język, w którym można wykładać w szkole średniej i wyższej fizykę, ekonometrię i zootechnikę, język, w którym pisze się kodeksy karne i handlowe, regulaminy wojskowe i akty notarialne, musi być ścisły, a przede wszystkim - jednolity na całym obszarze jego stosowania. Mówiąc o "języku literackim", mamy w istocie na myśli taki właśnie język standardowy, będący przede wszystkim medium nauczania szkolnego, wojskowości i administracji.

Taki język jest potrzebny głównie państwu lub strukturom parapaństwowym (autonomicznym, samorządowym). Taki język mogą jednak powołać do życia tylko społeczności odpowiednio liczne oraz odpowiednio wykształcone i zorganizowane. Liczne narody i ludy we współczesnym świecie nie mają takich języków - ci ich członkowie, którzy uprawiają naukę itp., posługują się językami obcymi. Na przykład kaszubski, wciąż żywy jako język tradycyjny, nie obsługuje - bo nie jest w stanie - nawet kaszubskiej etnografii, zaś na przeciwległych kresach Europy Irlandczycy, czteromilionowy naród, niemal całkowicie zatracili swój język (po irlandzku mówi nie więcej, niż 50 tys. osób, i niemal wyłącznie w brytyjskim Ulsterze), tworząc bardzo oryginalną kulturę i bardzo silną tożsamość w języku angielskim, języku najeźdźcy.

Problemem, jaki staje przed wspólnotami małymi, o niewielkim potencjale kulturotwórczym, próbującymi podnieść swój dialekt (język ludowy) do rangi języka standardowego, jest zachowanie spoistości, jeśli nie wręcz swoistości języka. Jeśli bowiem usiłujemy dokonać tego skokowo, w ciągu jednego pokolenia, możemy to osiągnąć tylko w jeden sposób - przez mnożenie kalek językowych, przejmowanie słów obcych w ich formie oryginalnej lub powierzchownie dostosowanej fonetycznie. Niegdyś polszczyzna przeżyła proces "polonizacji" sfer kultury, wcześniej obsługiwanych przez łacinę, co pociągnęło za sobą bardzo głębokie zmiany w języku, także gramatyczne (polski stał się w istocie językiem słowiańsko-romańskim) - trwało to jednak wiele pokoleń. Współcześnie masowe - i bardzo intensywne - przejmowanie słów i zwrotów angielskich zakłóca rozwój języka polskiego, jednak mu nie zagraża (choć podnoszą się tego rodzaju alarmistyczne głosy - i dobrze, bo budzą one czujność), gdyż chroni nas bariera zbyt głębokiej obcości, przede wszystkim strukturalnej. Natomiast doświadczenie sowieckiej modernizacji języka białoruskiego i ukraińskiego przez masowe przejmowanie słów i konstrukcji rosyjskich pokazuje, że w przypadku języków blisko spokrewnionych taki proces jest groźny dla języka.

Dotyczy to także dialektu łemkowskiego: nie da się uczynić zeń pełnowymiarowego języka standardowy inaczej, niż przez masowe wprowadzanie zapożyczeń z innych języków standardowych - ukraińskiego, rosyjskiego lub polskiego (albo wszystkich naraz). W takim nowym słowniku niewiele pozostałoby oryginalnie łemkowskiego, podobnie jak niewiele góralszczyzny pozostałoby, gdyby powołać do życia standardowy język podhalański. Ponadto nie uda się powołać do życia (a nie tylko - spisać, skodyfikować) standardowego języka łemkowskiego, jeśli nie powstanie społeczność łemkowska na tyle wyodrębniona i sformalizowana, że będzie jej potrzebny taki język, obsługujący biurokrację i sądownictwo, szkolnictwo ścisłe i zawodowe etc. Nie słownik i podręcznik gramatyki stanowi o istnieniu języka, ale to, że powstają w nim teksty, służące komunikacji społecznej.

*

Przed II wojną światową znaczna część Łemków nie miała świadomości narodowej. Pewna ich grupa (stale rosnąca) uważała się za Ukraińców, inna (w okresie międzywojennym już malejąca) uważała, że istnieje tylko jeden naród wschodniosłowiański - naród rosyjski, do którego należą także Łemkowie. Obie te grupy były jednak w mniejszości. Po wysiedleniach, a także w konsekwencji modernizacji społecznej, Łemkowie nie mogli już dłużej trzymać się tradycyjnego samookreślenia, nie zastanawiając się nad tym, co to znaczy być Łemkiem. Znaczna część Łemków (w tym praktycznie wszyscy, którzy znaleźli się na Ukrainie) zdecydowanie wybrała tożsamość ukraińską, stała się więc częścią narodu ukraińskiego, nie rezygnując ze swej łemkowskości (ci, którzy ją odrzucili, Łemkami już nie są i o nich tu nie mówimy, podobnie jak o tych, którzy wybrali polskość i stali się Polakami). Orientacja prorosyjska (czasem zwana moskalofilstwem lub moskwofilstwem) wygasła. Natomiast część Łemków nie chciała stać się Ukraińcami: ci uznali, że Łemkowie są samoistną wspólnotą, nie należącą ani do narodu ukraińskiego, ani do polskiego czy też słowackiego. Znacznie później (w latach osiemdziesiątych) część z nich zaakceptowała wypracowaną w Ameryce koncepcję narodu karpatoruskiego, mającego obejmować Łemków z Polski i Słowacji, Rusinów/Ukraińców Zakarpacia oraz Rusinów/Ukraińców z chorwackiej Baczki i serbskiej Wojwodiny. Ta grupa stworzyła nieliczny, ale silny ośrodek intelektualny, promujący ideę narodu łemkowskiego/ karpatoruskiego i usilnie starający się rozwijać dialekt łemkowski do rangi języka standardowego.

Łemkowie są Łemkami. Ktokolwiek czuje się Łemkiem - jest nim; ktokolwiek się nim nie czuje - choćby z rodziców Łemków się urodził - nie jest nim. Musimy się z tym zgodzić, chyba, że odrzucamy całą konstrukcję społeczeństwa demokratycznego. Oznacza to także, że będąc Łemkiem można swą łemkowskość różnie definiować - w kategoriach narodowej tożsamości ukraińskiej, albo - łemkowskiej czy też karpatoruskiej, a nawet po prostu - wyłącznie patriotyzmu lokalnego. I że wszystkie te opcje są równouprawnione, także w prawie do konkurencji, wzajemnego zwalczania się, nawet bezpardonowego. Tożsamość narodowa nie podlega weryfikacji naukowej. Nie można zatem powiedzieć, że Łemkowie są "w naturalny sposób" Ukraińcami, ani też - że są "w naturalny sposób" odrębnym narodem (lub częścią narodu karpatoruskiego).

Z drugiej strony nie można, więcej - nie wolno kwestionować tożsamości narodowej ani tych Łemków, którzy uważają się za Ukraińców (i ich prawa do propagowania wśród Łemków ukraińskiej świadomości narodowej), ani tych Łemków, którzy uważają się za członków narodu łemkowskiego, czy też karpatoruskiego (i ich prawa do propagowania wśród Łemków łemkowskiej świadomości narodowej). Jedna i druga opcja jest rzeczywista, ma więc prawo do istnienia. Tym bardziej, że - jak obserwuję - ta rywalizacja wpływa na kulturę łemkowską dynamizująco, ożywczo. Inna rzecz, że patrząc realnie, nie widzę szans powstania czy to narodu łemkowskiego, czy też karpatoruskiego, jeśli narodem jest wspólnota, mająca ambicje co najmniej do autonomii politycznej. Sami Łemkowie są zbyt nieliczni i zbyt rozproszeni, by stworzyć odpowiedni potencjał. Podstawą formowania narodu karpatoruskiego mogłoby się stać Zakarpacie, ale tam ukraińska tożsamość narodowa jest już bardzo mocno ugruntowana, a karpatoruski ruch separatystyczny jest ruchem zdecydowanie groteskowym, inaczej, niż narodowy ruch łemkowski. Zaś Karparorusini amerykańscy (bo tam, w zupełnie innym otoczeniu społecznym, rzeczywiście ukształtowała się etniczna wspólnota karpatoruska) nie mogą być wzorcem dla swych europejskich krewnych - American ethnic group, to zupełnie co innego, niż mniejszość narodowa czy grupa etniczna w europejskim rozumieniu.

Tadeusz Andrzej Olszański

zrodlo: http://www.lemko.org